Recenzja filmu

Mój rower (2012)
Piotr Trzaskalski
Michał Urbaniak
Artur Żmijewski

Męskie trio rodzinne

"Mój rower" Trzaskalskiego to rodzaj współczesnej rodzinnej opowieści łotrzykowskiej, w której kolejne próby odwagi zbliżają do siebie wieloletnich wrogów. Bohaterstwo, szczerość i oddanie
"Mój rower" Piotra Trzaskalskiego to kolejny polski film z ostatnich kilku lat, który próbuje być wykładnią odradzającej się relacji ojca z synem. Tu dodatkowo pojawia się jeszcze trzecie pokolenie, czyli wnuk i postać Michała Urbaniaka, który ma za zadanie bawić i rozczulać publiczność, jak na rozkosznego, niesfornego dziadziusia przystało.

Od Włodka (Urbaniak) odchodzi żona. Mimo zaawansowanej cukrzycy leczy smutki w alkoholu i oczach psa o imieniu Koleś. Na ratunek przybywa syn Paweł (Artur Żmijewski) - światowej sławy pianista, i wnuk Maciek, który uczy się w Londynie. Moment spotkania odsłania wszystkie rodzinne niesnaski, skrywane żale i odwieczne kłamstewka. W atmosferze wzajemnej niechęci trzech panów udaje się na poszukiwanie "mamy". W końcu jej obowiązek to być przy mężu - na dobre, a przede wszystkim na złe.

"Mój rower" Trzaskalskiego to rodzaj współczesnej rodzinnej opowieści łotrzykowskiej, w której kolejne próby odwagi zbliżają do siebie wieloletnich wrogów. Bohaterstwo, szczerość i oddanie rodzinie to cechy każdego wojownika, które winny być kultywowane przez wszystkie pokolenia. W trakcie męskiej wyprawy panowie zbliżają się do siebie, wspominają dzieciństwo, młodość i wywalają sobie kawa na ławę, co ich boli i czego nie mogą sobie darować.

W tym baśniowym obrazeczku drażni przede wszystkim sielskość i anielskość. Męski rytuał inicjacyjny plus żartobliwe dialogi dziadziusia z za dużym brzuszkiem, odprawiane przy szklaneczce bimberku trącą biesiadą. Gwoździem do trumny jest metafora dziecięcego "relikwiarza" przekazywanego z pokolenia na pokolenie.

Gdyby "Mój rower" miał być filmem dla dzieci, bez wódki, złego wychowania, niechcianych ciąż i nielicznych bluzgów, można byłoby go potraktować jako zgrabną, edukacyjną wariację na temat tego, czym jest współczesne ojcostwo. Można byłoby jednocześnie wytykać Trzaskalskiemu brak kobiecych bohaterek, które w polskich podręcznikach dla maluchów zawsze prasują i podają zupę, a tutaj po prostu nie istnieją. Niestety, "Mój rower" to dramat rodzinny z satyryczną nutą, w którym jedni odchodzą, a inni się odnajdują. W tle współczesna Polska, w której prawdziwe męskie przyjaźnie są coraz większą rzadkością.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Mój rower
W końcu pojawił się polski film, na który czekałem od dawna. Nie wojenny, nie o Żydach i nie z Karolakiem... czytaj więcej